o językach

Różnorodność językowa w sytuacji kryzysowej

Język ma znaczenie i od jego znajomości może zależeć czyjeś życie lub zdrowie. Nie przesadzam. Poniżej w trzech częściach przedstawiam sytuację, kiedy jasna i dostępna komunikacja jest istotna i może ratować ludzi.

Polska i polski internet

Bezsprzecznie sytuacją kryzysową był wyrok TK z 22.10.20. Po 15.00 (?) kiedy sędziowie ogłosili wyrok, w sieci obserwowałam wysyp informacji. Podzielałam i wciąż podzielam każde “wypierdalać” i każde “jesteśmy wkurwione”, które widziałam w mediach społecznościowych i podziwiałam, jak społeczeństwo się oddolnie organizuje.

Informacje o tym, co się dzieje w Polsce dotarły do mediów zagranicznych w ekspresowym tempie. Wydaje mi się, że informacja po angielsku była na stronie BBC już koło 17.00. Twórcy internetowi w językach ludzi i aniołów pisali o tym, co się dzieje w Polsce, czego najlepszym przykładem są twórczynie prowadzące profil na instagramie Cielesne. Przetłumaczyły informacje na kilka języków (angielski, niemiecki, francuski, niderlandzki, włoski, hiszpański, norweski, szwedzki i ukraiński), dzięki czemu zostały udostępniane i docierały do zapewne do niewyobrażalnej liczby użytkowników. Angielską wersję językową można było zobaczyć u Miley Cyrus czy Duy Lipy. 

Pomyślałam, że takie informacje są głównie dla osób za granicą, by szerzyć wiadomości o protestach. Ale w Polsce mieszkają też kobiety i osoby z macicami, które nie posługują się językiem polskim i orzeczenie TK również ich dotyczy. Im więcej wiadomości w innych językach, tym większa szansa, że do mieszkanek Polski dotrze informacja, gdzie mogą szukać pomocy. Aborcyjny Dream Team 28 października opublikował na swoim facebookowym fanpage’u informacje o sposobach przerywania ciąży w Polsce po rosyjsku, a pod postem osoby mówiące po ukraińsku oferowały swoje tłumaczenia. Fundacje zajmujące się prawami migrantów również szybko zareagowały. Warszawska Fundacja dla Somalii 22.10. opublikowała informacje odnośnie do strajku po polsku, rosyjsku i angielsku, podobnie Centrum Wielokulturowe i Fundacja Ocalenie.

28 października Aborcyjny Dream Team na Facebooku udostępnił informacje po rosyjsku

Na instagramowych profilach popularyzujących polski język migowy znalazłam z kolei w formie ciekawostki, jak zamigać słowa typu “strajk”, “kobieta”, itp. Natomiast Katarzyna Bierzanowska autorka “Pełnoprawnej” (o której wspominałam już wcześniej) po raz kolejny dowodzi, że od niej powinniśmy_yśmy uczyć się inkluzywności. Twórczyni zorganizowała rozmowy z działaczkami i polityczkami dbając przy tym o to, by zostały przetłumaczone na polski język migowy. Osoba tłumacząca zajmowała ¼ ekranu, co w porównaniu z praktykami innych mediów zasługuje na uwagę. Na jej fejsbukowym fanpage’u znajdziecie również konferencję prasową strajku kobiet przetłumaczoną na język migowy. (Tutaj pozdrawiam panią Magdę Schromovą, która tę konferencję tłumaczyła i która uczyła mnie cztery lata temu prawidłowej czeskiej wymowy).

Katarzyna Bierzanowska prowadząca Pełnoprawną zorganizowała spotkania z polityczkami i aktywistkami, które były tłumaczone na polski język migowy

Zarządzanie językowe związane z sytuacją w Polsce to oddolna praca setek, jeśli nie tysięcy Polek_Polaków, którzy w co najmniej kilku językach informowali świat i osoby niepolskojęzyczne o protestach i organizacjach, które pomagają w przerywaniu ciąży. Te, które wymieniłam powyżej to zaledwie kilka przykładów z ostatnich tygodni.

Dania i trochę Europa

Naprawdę mam dość newsów o koronawirusie, więc kiedy zobaczyłam specjalny numer pisma Multilingua poświęcony wiadomo czemu, to nawet nie chciało mi się otwierać. Po paru dniach wróciłam do niego, bo byłam ciekawa, co takiego językoznawcy_czynie badali przez te kilka miesięcy, ale podeszłam do tego bardziej z dystansem, bo to nie ich praca jest przecież w tej całej sytuacji najważniejsza. No i mnie zatkało, bo w sumie powinnam się domyślić, o czym jest ten numer.

Na pewno wiecie, jak w sytuacji kryzysu kluczowa jest komunikacja i jasny przekaz informacji. Ja jako użytkowniczka polskiego nie za bardzo rozumiem, co się teraz dzieje w Polsce, co wolno i czego nie wolno i zastanawiam się, jak czują się w obecnej sytuacji imigrantki i imigranci. Ich sytuację w kilku państwach świata postanowili wziąć na tapet językoznawcy. 

Przyjrzyjmy się Danii*. Szacuje się, że od 7 do 30% z 325 tys. osób z “niezachodnim tłem” (serio, w tekście pojawia się termin “with non-Western backgrounds”) ma problemy z czytaniem i pisaniem po duńsku. Wahania są duże, a ja się dziwię, że w ogóle są jakieś szacunki, bo takie dane najczęściej nie pojawiają się w raportach statystycznych. Sami migranci stanowią 9% duńskiej populacji. Chyba, że weźmiemy pod uwagę populację osób zamieszkujących Danię i chorujących na COVID-19. Wtedy imigranci stanowią 18%. Wiadomość, że odsetek osób zarażonych jest wyższy wśród imigrantów, wpłynęła na stygmatyzację tej społeczności (przedszkola np. prosiły somalijskie rodziny, by przyniosły negatywny wynik testu). Doszło do tego, że imigranci byli oskarżani o lekceważenie pandemii. W rzeczywistości wiązało się to z faktem, że migranci pracowali w sektorach bardziej narażonych na zarażenie, m.in. w transporcie publicznym czy ochronie zdrowia. Niemniej w związku z tym, że wielu imigrantów zachorowało, był czas na refleksję, czy państwo zrobiło wszystko, by dotrzeć do wszystkich swoich mieszkańców. Premier stwierdził, że zostały podjęte odpowiednie środki, by każdy miał dostęp do informacji.

Ulotka po arabsku z zasadami higieny opublikowana przez duński rząd

Podobnie jak w sytuacji kryzysowej w Polsce, to oddolne organizacje i wolontariusze przejęli pałeczkę. Rola takich organizacji jest nie do przecenienia, ponieważ nie tylko są w stanie szybciej i skuteczniej dotrzeć do odpowiednich grup, ale członkowie tych grup darzą ich zaufaniem. Wolontariusze posługujący się językami mniejszości odpowiadali na pytania społeczności migranckiej telefonicznie i w mediach społecznościowych. Na początku kwietnia Duńska Rada Uchodźców założyła infolinię, gdzie odpowiadała na pytania dotyczące pandemii w 25 językach. Oprócz tego działali tłumacze zatrudniani przez szpitale. Niektórzy z nich czuli się przytłoczeni nowymi obowiązkami, inni przeciwnie, niemniej obie grupy miały wrażenie, że imigranci są generalnie dobrze poinformowani o sytuacji w Danii. Dodatkowo grupa somalijskich aktywistów podważyła słowa premiera o tym, że informacje były w równym stopniu dostępne dla wszystkich w obywateli, ponieważ somalijska wersja była napisana w niezrozumiały sposób, zapewne z pomocą automatycznego translatora.

Problemy komunikacyjne w sytuacji kryzysowej doprowadziły do stygmatyzacji społeczności migranckiej i na pewno duńskie władze mają co usprawniać. Przeczytawszy artykuł o duńskiej sytuacji, sprawdziłam, jak ma się sytuacja w Niemczech. Ministerstwo Zdrowia udostępnia informacje w kilkunastu językach (m.in. w polskim), w większości dotyczą one ogólnych zasad higieny i ciężko było znaleźć jakieś konkretniejsze informacje, np. o tym, co robić, kiedy masz objawy, w innym języku niż niemieckim. Warto dodać, że niemieckie Ministerstwo Zdrowia również w postach na mediach społecznościowych uwzględniało różnorodność językową. Na poziomie lokalnym sytuacja się nie różni – podobnie jak na poziomie państwowym dostępne są broszury odnośnie do zasad higieny w kilku językach, reszta informacji oraz infolinia są po niemiecku.

Kiedy byłam w Warszawie pod koniec lipca, widziałam w komunikacji miejskiej informacje o maskach, odstępie i myciu rąk po polsku, angielsku i rosyjsku. By oszczędzić sobie frustracji, nie zaglądam na strony polskiego Ministerstwa Zdrowia, ale wyobrażam sobie, że jeśli po polsku komunikacja zawodzi i ciężko ogarnąć co jest zamykane i kiedy (np. siłownie są zamknięte, kościoły nie), to migranci w Polsce mają prawo czuć się zagubieni.

Bangladesz i świat 

Pamiętacie, że wcale nie tak dawno temu mówiło się i pisało o kryzysie migracyjnym wśród Rohingjów? Część uchodźców znalazła się w obozie w Bangladeszu, gdzie napotkali na pewien kłopot. Język Rohingjów nie ma raczej swojej pisanej formy, w nim się głównie mówi. Są wśród uchodźczyń i uchodźców osoby, które mówią po angielsku czy birmańsku i potrafią w tych językach pisać i czytać, ale to niewielki odsetek. Znaczna większość Rohingjów nie czyta i nie pisze, a tak się składa, że umiejętność czytania jest kluczowa, by zorientować się w przestrzeni obozu. Bo co nam po strzałce i napisie “Health Center”, jeśli nie wiemy, co on oznacza? Wśród uchodźczyń i uchodźców przeprowadzono ankietę, by dostosować znaki stosowane w obozie do ich preferencji. Zaprojektowano nowe oznaczenia, które wskazują kierunek, zawierają grafikę oraz napisy po angielsku i birmańsku. Przez mieszkańców obozu ocenione zostały jako pomocne.

Usprawnienia w obozie nie byłyby możliwe bez Tłumaczy bez Granic (Translators without borders), którzy koordynowali akcję. Jeśli nazwa kojarzy Wam się z Lekarzami bez Granic, to jesteście na dobrym tropie. Organizacja powstała w 2010 by ułatwić komunikację między społecznością dotkniętą kryzysem a organizacją humanitarną. W czasie swojej dziesięcioletniej działalności jej wolontariusze uczestniczyli w kilkunastu akcjach, głównie dotyczących ochrony zdrowia. W Nairobi w 2012 r. stworzyli Centrum Tłumaczeń do spraw Opieki Zdrowotnej (Healthcare Translation Center), gdzie tłumacze są szkoleni do pracy w Suahili i innych 42 językach występujących w Kenii i mogli szerzyć wiedzę na temat higieny i medycyny. W 2014 r. z kolei stworzyli korpus uproszczonej terminologii medycznej Proste Słowa dla Zdrowia (Simple Words for Health), która dostępna jest w ponad 40 językach i zawiera ok. 12 tysięcy terminów medycznych. Dodatkowo, tłumacze wciąż pracują nad tłumaczeniami haseł z Wikipedii związanych z medycyną. W 2015 r. ich prace toczyły się wokół kryzysu migracyjnego, a teraz TWB skupiają się na koronawirusie. Do tej pory przetłumaczyli informacje o COVID-19 na 101 języków.

Znak zaprojektowany przez Tłumaczy bez Granic, źródło:

Jeśli wejdziecie na ich bloga i przescrollujecie treści, zobaczycie, że organizacja ma się czym zajmować i to jest tylko dowód, że sprawna komunikacja jest kluczowa, a dostęp do informacji we własnym języku jest przywilejem.

Ograniczanie praw kobiet, pandemia i organizacja komunikacji w obozie dla uchodźców mają wspólny mianownik – są sytuacją kryzysową. Myślę, że pandemia z racji tego, że dotyczy całego świata dość dobitnie nam pokazała, że najbardziej narażone na negatywne skutki kryzysu są osoby, które w przedpandemicznym świecie były wykluczone. Właściwa i inkluzywna komunikacja pozwala dotrzeć do tych najbardziej potrzebujących i zaoferować im odpowiednią pomoc. 

*Multilingua przypatruje się raczej sytuacji w Azji, natomiast dość okrężną drogą dotarłam na blog Language on the Move, gdzie a propos tego numeru została omówiona sytuacja w Danii. 

Źródła:

Do części o sytuacji kryzysowej w Polsce posłużyłam się:

Fanpage Aborcyjnego Drem Teamu: https://www.facebook.com/aborcyjnydreamteam

Stroną prowadzoną przez Katarzynę Bierzanowską:https://www.facebook.com/pelnoprawna

Instagram Cielesne: https://www.instagram.com/cielesne/

Do części o Danii korzystałam z:

https://www.degruyter.com/view/journals/mult/39/5/mult.39.issue-5.xml

Informacje o działaniach TWB zaczerpnęłam z:

Więcej na ich blogu: https://translatorswithoutborders.org/blog/ 

A na stronie znajdziecie dostęp do raportów: https://translatorswithoutborders.org/ 

1 myśl w temacie “Różnorodność językowa w sytuacji kryzysowej”

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s