Oglądaliście Killing Eve? Bardzo lubię ten serial, zwłaszcza, że w pierwszym odcinku pojawia się język polski. I w ogóle sporo tam języków, akcentów i ludzi z tłem migracyjnym. Poza tym autorką scenariusza jest Phoebe Waller-Bridge, więc to jest gwarancja dobrego oglądania.
W pewnym momencie, nie pamiętam w którym sezonie, główna bohaterka wpada na trop zabójczyni, która morduje dyskretnie i po cichu. Eve stwierdza, że musi to być ktoś, kto nie przyciąga uwagi, jest niezauważalny i otoczenie nie widzi w tej osobie zagrożenia. Czyli najprawdopodobniej jest to migrantka. To, co powiedziała Eve, wydało mi się początkowo bardzo głupie. Przecież część migrantów wyróżnia kolor skóry i często ubiór, jak mogą być niezauważalni? Dotarło do mnie po chwili, że to chyba ja jestem głupia.

Kiedy planuję wakacje, uczę się paru zwrotów w języku państwa, do którego jadę, pewnie wiele osób robi to samo. Gdybym planowała wyjazd do Wietnamu, obejrzałabym parę filmików z podstawowymi zwrotami, część bym sobie spisała na kartce i czułabym się dobrze przygotowana. W życiu by mi nie przyszło do głowy, żeby wykorzystać te zwroty w osiedlowej restauracji prowadzonej przez Wietnamczyków. A uczyłam wietnamską grupę polskiego i na pierwszej lekcji tłumaczyliśmy podstawowe polskie wyrażenia na wietnamski. Strasznie mi głupio, że tego nigdy nie wykorzystałam. To samo w przypadku kebsa – gdybym była na urlopie w Turcji na bank bym się przywitała i podziękowała po turecku, ale nie wpadłabym na to, że mogę to zrobić zamawiając posiłek w lokalnym kebabie. Dopiero kiedy uczyłam grupę Turczynek, poczytałam trochę o tureckim.
Na tym dla mnie trochę polega niewidzialność migrantów – wiedziałam, że są, jestem im wdzięczna za pho, kebaba czy pielmieni, ale nie dostrzegałam ich poza tą sferą usług. Nie interesowało mnie, co znaczy po wietnamsku nazwa lokalu, nigdy nie zapytałam, jak jest “dziękuję” po wietnamsku. Nie mówię o tym, byśmy uczyły się języków migranckich do poziomu C1 ani nawet A1. Myślę raczej o trzech-czterech zwrotach, które w przedszkolu wychowawczyni nazywała magicznymi słowami. Chodzi mi o to, że warto dostrzec, że te języki są wśród nas i głupie “dziękuję” i “proszę” wskazuje na to, że dostrzegamy czyjąś tożsamość.
Niedawno, chyba przed dwoma laty, w Lublinie pojawiły się bilboardy ze zwrotami po ukraińsku. Mieszkańcy Lublina mieli możliwość zapoznania się z prostymi wyrażeniami w tym języku, typu “dzień dobry” czy “dziękuję”. Za akcją stała fundacja Homo Faber. W mojej ocenie był to świetny pomysł, choć mam świadomość, że wielu wydał się kontrowersyjny, bo przecież to migranci powinni uczyć się polskiego, a nie odwrotnie.

źródło: https://www.facebook.com/Homo-Faber
Uwierzcie mi, migranci i migrantki jak nikt inny wiedzą, że znajomość języka większości jest potrzebna i jest przywilejem. Zresztą większość państw UE wymaga znajomości języka większości na jakimś poziomie, by móc w nim pracować i mieszkać.
W Niemczech nie oczekuję od nikogo, że zna polski. Myślę, że żadna osoba na emigracji nie ma takich oczekiwań. Nie zakładam też, że każdy zna angielski, choć kiedy naprawdę nie umiem dogadać się po niemiecku, to pytam, czy mogę mówić po angielsku. Początkowo byłam w ciągłym stresie, bo nie rozumiałam wszystkich komunikatów w miejscach publicznych i trochę panikowałam, jak ktoś zagadał do mnie po niemiecku. Wiecie jak to jest, kiedy ktoś nieoczekiwanie wam powie coś po polsku? To jest fajne uczucie, że ktoś cię dostrzega i chce, żebyś poczuła się komfortowo.
Miałam parę szalenie miłych sytuacji w Niemczech związanych z językiem polskim, szczególnie na początku życia w Moguncji. Stres i przeprowadzka zrobiły swoje i parę miesięcy męczyła mnie rwa kulszowa, więc skończyłam ze skierowaniem na fizjoterapię. Kiedy się zapisywałam, nie rozumiałam wszystkich pytań fizjoterapeutki, więc zapytałam, czy możemy rozmawiać po angielsku. Kobieta nie znała angielskiego, sytuacja była trochę patowa. Po akcencie pani fizjoterapeutki wydawało mi się, że jest Polką, ale nie byłam pewna. Pan w poczekalni uszłyszał, że mamy problemy komunikacyjne, więc zaoferował się, że przetłumaczy z angielskiego na niemiecki. Kiedy tylko podałam swoje nazwisko, pani fizjoterapeutka zaczęła do mnie mówić po polsku, pan, który nam pomagał, zaczął się śmiać i powiedział parę słów po polsku. To mnie zaskoczyło, ale jednocześnie było mi miło, że ktoś chciał mi pomóc, i że ktoś znał parę słów w moim języku, który nie ma szczególnego statusu w Niemczech.
Kolejna sytuacja jest podobna, z tym tylko, że mój niemiecki był już lepszy. Niedawno wracałam z mężem pociągiem z Konstancji. W związku z tym, że mieliśmy opóźnienie, nie wiedzieliśmy, czy zdążymy na przesiadkę w innym mieście. Konduktor nas zapytał, w jakim języku ma nam podać informację. Odparliśmy, że jest nam to obojętne, w jakim on czuje się lepiej. Dobrze rozumiemy niemiecki, gorzej mówimy. Konduktor odpowiedział, że to nasz komfort jest ważniejszy, więc przekazał nam informacje po angielsku, a na koniec pożegnał nas w języku polskim.
Zdaję sobie sprawę, że polski jest dużym językiem używanym w sąsiednim państwie, ale w świadomości Niemców to raczej język migrancki i nie ma takiego statusu, jak francuski czy hiszpański. Jednocześnie wiem, że polski jest językiem UE i jest w dużo lepszej sytuacji niż inne języki migranckie. Ja sama jestem w bardzo uprzywilejowanej pozycji, bo urodziłam się w państwie należącym do Unii i nie potrzebuję pozwolenia na pobyt i pracę, nie muszę przedstawiać zaświadczeń, że uczę się niemieckiego, by tutaj żyć.
Postanowiłam sobie, że następnym razem, kiedy udam się do lokalnych restauracji prowadzonych przez Wietnamczyków i Turków, to spróbuję chociaż podziękować lub pożegnać się po turecku czy wietnamsku. Pewnie będę się bardzo stresować ze względu na wymowę, ale najwyżej ktoś mnie poprawi lub mnie nie zrozumie. Zdarza się.
Z lekcji z Turczynkami zapamiętałam günaydın, czyli “dzień dobry” używane rano (lekcje miałyśmy o 9.00) oraz güle güle, czyli “do widzenia”. A podstawowe zwroty po wietnamsku odświeżyłam sobie niedawno dzięki temu filmikowi:
I jeszcze może protip: warto się zorientować, skąd są ludzie pracujący w danym miejscu i czy na pewno mówią w danym języku. W przypadku moich osiedlowych knajp, po prostu słyszałam, że ludzie tam pracujący mówią po turecku i wietnamsku, a dodatkową pomocą były napisy w tych językach.
Język to oczywiście jeden z aspektu niewidzialności ludzi z tłem migracyjnym. Drugi to kwestia tego, ile się poświęca miejsca migracji w mainstreamowych mediach i jak się o niej mówi. Dobrze wiemy, że w Polsce mówi się niedużo i raczej źle, ale i w Niemczech to nie jest łatwy temat, mimo że żyje tutaj wiele ludzi z tłem migracyjnym. Przy okazji różnych researchów zawsze mnie zaskakuje, że materiałów odnośnie do sytuacji migrantów w Polsce jest całkiem sporo, ale temat migracji interesuje raczej wąskie grono osób. Co więcej, mam wrażenie, że w Polsce mało kto interesuje się losem polskich migrantów rozproszonych po całym świecie.
W Niemczech niedawno wyszła książka Eure Heimat ist unser Albtraum (wasza ojczyzna jest naszym koszmarem), Linda Zervakis, gwiazda niemieckich wiadomości, której rodzice są Grekami, prowadzi świetny podkast Gute Deutsche, gdzie rozmawia z ludźmi, którzy, podobnie jak ona są określani są jako osoby z tłem migracyjnym. W Wielkiej Brytanii i w USA ukazała siy się książki: The Good Immigrant UK i The Good Immigrant USA. Są to antologie esejów napisanych przez osoby z drugiego lub pierwszego pokolenia migrantów. Byłam ciekawa, czy znajdę coś podobnego w Polsce. Znalazłam, ale nie w takiej formie jakiej się spodziewałam. Fundacja na Rzecz Różnorodności Społecznej przygotowała cykl krótkich filmów Narracje migrantów, wszystkie dostępne są na YouTube, co więcej, Fundacja przygotowała materiały edukacyjne do filmów.
Wrócę na koniec jeszcze do Killing Eve. Historie migrantów bardzo powoli pojawiają się w mainstreamie, ale dzięki takim osobom jak Sandra Oh stają się bardziej widoczne. Odtwórczyni tytułowej bohaterki, otrzymała za swoją rolę Złoty Glob, a jej wystąpienie przeszło do historii. Ucieszyłam się z jej wygranej, bo zagrała świetnie w tym serialu, poza tym na scenie użyła koreańskiego, swojego języka dziedziczonego, by podziękować swoim rodzicom, migrantom z Korei.