W “Zielonym sari” płyniemy razem ze strumieniem świadomości umierającego starca. W dodatku nie możemy ufać narracji, ponieważ jego majaczenia krążą między jawą a snem i przeplatają się z rozmowami z żyjącymi i zmarłymi postaciami. Od pierwszych zdań do końca książki towarzyszą czytelniczce mizoginia, długie monologi o misji despotycznego głównego bohatera oraz o uzasadnionej przemocy i manipulacjach.
Narrator, Bissam Sobnath spędza swoje ostatnie chwile w domu swojej córki, Kitty. Z jego potoku myśli wyrywają go rozmowy z wnuczką i córką, w których obnażone są jego manipulacje i kłamstwa, a jednocześnie konfrontujemy jego wyobrażenia o własnej wielkości z rzeczywistością. Sam bohater nazywa siebie “dokterem-bogiem” (dokter nie doktor nawiązuje do kreolskiej wymowy), jednak po drodze zdajemy sobie sprawę, że nie był w istocie dobry w swoim fachu. Z perspektywy narratora-oprawcy przyglądamy się także jego wspomnieniom, w których powracają brutalne sceny maltretowania najpierw żony, a potem córki. Ostatnie rozmowy z wnuczką i córką krążą wokół rodzinnej tajemnicy, niemniej i bohaterki, i czytelniczki przeczuwają, jakie jest rozwiązanie.

Opisy przemocy fizycznej i psychicznej przeplatane są z tyradami usprawiedliwiającymi mizoginię i agresję despotycznego narratora. Tych monologów między trudnymi opisami przemocy jest tak wiele, że stają się w końcu powtarzalne. Każde zdanie ocieka nienawiścią i agresją, czytanie ich męczy, tym bardziej, że od początku zdajemy sobie sprawę z tego, że narrator jest obłudny i za wszelką cenę chce wzbudzać strach i zachować swoją pozycję patriarchy. Ciekawe jest zestawienie poczucia wielkości umierającego, wierzącego w swoje boskie racje, z przyziemną cielesnością. Opisy posiłków, które przyprawiają o mdłości, są skorelowane z przemocą. Jedzenie, które powinno się przecież kojarzyć z bezpieczeństwem, domem i miłością, jest nieodłączną, niemal kluczową częścią opisów przemocy. Podobnie jest z ubraniami, dokładne opisy tkanin, ich materiału i koloru jak refren powracają przy scenach maltretowania.
We wspomnieniach bohatera wypływa też obraz Mauritiusa targanego buntem pracowników, a następnie zamieszkami na tle religijnym, wyczerpujące posłowie tłumacza wyjaśnia tło historyczne i społeczne. Książka w oryginale ukazała się po francusku, w tłumaczeniu pozostawiono kreolskie wstawki i cytaty, które są okraszone przypisami.
Ananda Devi przedstawia nam swoje studium patriarchalnej przemocy i mizogina-oprawcy, a rozwiązanie historii wcale nie przynosi ulgi. Na około dwustu stronach mamy skondensowane kilkadziesiąt scen przemocy fizycznej i psychicznej, despotyzmu i obłudy, które czyta się trudno, ale ich największym problemem jest powtarzalność. Niemniej Devi natomiast sprawnie prowadzi opis szalenie toksycznej relacji między oprawcą i jego bliskimi kobietami.
Ananda Devi, Zielone Sari, przełożył Krzysztof Jarosz, Wydawnictwo w Podwórku 2018.