1. Obejrzałam Ginny&Georgia w serialu kilkoro bohaterów drugoplanowych posługiwało się językiem migowym. Ginny, główna bohaterka, przyjaźni się z Max, której ojciec jest głuchy (i jest grany przez głuchego aktora). Aktorki grające matkę i córkę musiały nauczyć się ASL (Amreican Sign Language – amerykański język migowy). Podobała mi się scena obiadu, gdzie bohaterki tłumaczyły z angielskiego na amerykański migowy oraz odwrotnie i same były przez całą rozmowę bimodalnie bilingwalne, czyli posługiwały się jednocześnie językiem mówionym i migowym.
Co do samego serialu – jeśli jeszcze raz usłyszę, że dobrze mieć kontakt z rodziną albo o więzi rodzinne należy dbać, bo to rodzina, to się zachlastam.
2. Obejrzałam też Smak Pho wyrażyserowany przez Mariko Bobrik. Mam z nim kilka problemów. Po pierwsze wolałabym, żeby o społeczności wietnamskiej w Polsce mówili Wietnamczycy, bo w tym momencie mam wrażenie, że dostaliśmy interpretację tego, jak wygląda życie Wietnamczyków w Polsce. Z drugiej strony wiem, że to nie jest serial dokumentalny i trudno, by poruszył wszystkie problemy gryzące Wietnamczyków i Polaków wietnamskiego pochodzenia.
Przeciwstawianie wietnamskości i europejskości na przykładzie relacji ojca i córki momentami zdało mi się nazbyt ostentacyjne, moim zdaniem było dobrze pokazane, ale za mocno dopowiedziane, obyłoby się bez słów córki “tu nie jest Wietnam, a Europa”.
Spodziewałam się też na samym wstępie, w jakie tony film uderzy, ale to nie jest jego wada. To, że Polacy nie rozumieją Azji to nie jest dla mnie nowość i dobrze, żeby taki film wypunktowywał w którym miejscach Polacy mają problem, np. kuchnia tajska czy japońska to niekoniecznie coś, co wietnamski kucharz zna, tylko dlatego, że jest z Azji*. Kolejną sprawą są kwestie językowe – nieznajomość polskiego wpływa na ograniczenie możliwości zatrudnienia.
Ostatecznie słyszymy w filmie kilka języków – oprócz wietnamskiego i polskiego bohaterowie mówią w jeszcze jednym języku, prawdopodobnie z Indii, ale nie udało mi się tego ustalić.
* Robert Makłowicz w którymś wywiadzie (chyba w ostatniej rozmowie z Karolem Paciorkiem) sugeruje nawet, by nie mówić np. “kuchnia polska” czy “niemiecka”, bo te “krajowe” kuchnie to zbiór kuchnia typowych dla wielu różnych regionów. Zakładam, że podobnie jest w Japonii czy Wietnamie.