o językach

Problemy językowe 2020. O ideologiach językowych i przemocy

Problemy językowe to jest coś, co socjolingwistów interesuje najbardziej. W czasie dyskusji widać wtedy wszelkie ideologie, które towarzyszą naszemu postrzeganiu języka. Chociaż ideologia nie kojarzy się w polszczyźnie dobrze (i wielu innych językach zresztą też), to pojęcie ideologie językowe jest dość często przywoływane w socjolingwistyce.

Koncepcja ideologii językowych ma swoje korzenie w amerykańskiej antropologii językowej. Jeden z badaczy, Michael Silverstein, zastosował kategorię ideologii językowych, by wytłumaczyć zmiany w sposobie używania języka. Ideologia językowa, jak pisze Silverstein, to przekonania dotyczące języka, które racjonalizują i uzasadniają dane postrzeganie języka. Inny istotny badacz, Paul Kroskrity, dodaje, że ideologie językowe to sposoby postrzegania języka i tego, jak język jest używany, które powstają w wyniku interesu jakiejś konkretnej grupy społecznej. Opisuje, że na to, ile ideologii panuje w danym społeczeństwie w danym czasie, ma wpływ liczba różnic społecznych (klasa społeczna, płeć, orientacja, rasa, itp.). Ideologie językowe użytkowników języka według niego pośredniczą między strukturami społecznymi, w których dany użytkownik jest, a formami używania języka. Badacz wskazuje, że ideologie są obecne przy tworzeniu lub przedstawianiu różnych tożsamości i dodaje, że ludzie najczęściej są w niewielkim stopniu ich świadomi. 

Wróćmy na chwilę do 2019 r., gdzie najbardziej dyskutowanym zagadnieniem były feminatywy. Część osób uważała je za zbędną ingerencję w polszczyznę, zapominając, że ich brak również był ingerencją w język. Kres dyskusji przyniosła opinia Rady Języka Polskiego, która w jasny sposób wytłumaczyła, dlaczego argumenty przeciwników feminatywów są łatwo podważalne. To bardzo dobry przykład jak oddolne zarządzanie językowe wywołało dyskusję i w efekcie autorytet językowy musiał zająć stanowisko. Zeszłoroczny językowy problem dotyczył zasobu leksykalnego grupy, która była przez język marginalizowana, chociaż dalej nie mogę pojąć, że kobiety stanowiące większość polskiego społeczeństwa (51%) są przez język marginalizowane. W każdym razie, jest jasne, że grupa opowiadająca się za feminatywami reprezentowała inkluzywność, grupa przeciwna powoływała się na tradycję językową.

Podobnie jest z pierwszą językową dyskusją tego roku, czyli z Don’t call me Murzyn. Cała sprawa rozpoczęła się w czerwcu i pewnie będzie się jeszcze trochę ciągnąć. Parę miesięcy później wiele osób dowiedziało się, co to jest deadname, misgenderowanie i o co chodzi z zaimkami. Pod koniec października gadające głowy z telewizji, które doprowadziły do znacznego spadku jakości debaty publicznej, zdziwiły się, że jeśli w kimś kipi gniew, to używa wulgaryzmów. W końcu w grudniu internet obraził się na kapitułę plebiscytu Młodzieżowego Słowa Roku, bo ta zdecydowała się nie wybierać jednego konkretnego słowa.

1. Słowo na “M”

Wydarzenia w USA odbiły się na polskiej leksyce i przy okazji protestów w Polsce dowiedzieliśmy się, że Czarni użytkownicy polszczyzny nie życzą sobie, by nazywano ich archaicznym określeniem. Z dziwnych powodów niektórzy w dalszym ciągu nie rozumieją, że M*rzyn ma negatywne konotacje, mimo że w próbę wyjaśniania zaangażowało się w wiele językoznawców, a grupa kobiet cierpliwie i jasno tłumaczy, o co im chodzi w tych dwóch filmach. Powstała nawet petycja, by w Słowniku Języka Polskiego PWN zmienić definicję w słowniku, żeby było jasne, że słowo jest deprecjonujące. 

źródło: https://www.vogue.pl/a/rafal-milach-polska-to-moje-tlo

W końcu jeden z językoznawców Rady Języka Polskiego odpowiedział na list zafrapowanego użytkownika polszczyzny. Media podchwyciły tę odpowiedź, orzekły, że jest  to oficjalne stanowisko Rady, a Rada umyła ręce. Niemniej, autorytet językowy, w tym wypadku profesor działający w Radzie, musiał się ustosunkować do oddolnych językowych dyskusji dotyczących języka polskiego.

Podkreślę, ogromną oddolną pracę użytkowniczek języka, które poświęciły swój czas w wyjaśnianie tego zagadnienia oraz stworzyły petycję. Ujmując sprawę naukowo, to przykład oddolnego zarządzania językowego, które w końcu zaangażowało też autorytety językowe. Zmiana językowa to z kolei przykład korpusowego planowania języka, czyli modyfikacji tkanki języka, w tej sytuacji – leksyki. Powodem zmiany jest nacechowanie słowa, które w świadomości wielu wydaje się neutralne, mimo że stoi za nim historia związane z polityką kolonialną i niewolnictwem.

2. Misgenderowanie

Próbuję zrozumieć zacietrzewienie ludzi, którzy, kiedy prosi ich się o jedno, np. “nie używaj słowa M*rzyn, bo jest obraźliwie” lub “używaj imienia X, a nie tego napisanego w moim dowodzie”, twierdzą, że jest to zamach na wolność i powołają się na wszystkie słowniki i reguły gramatyczne. Wydaje mi się, że tutaj ogromną rolę odgrywa brak zrozumienia, że język to nie tylko ortografia, wymienianie reguł gramatycznych i nauczenie się płynnego wyliczania mianownik-kto-co-dopełniacz-kogo-czego. Język służy komunikacji, służy ludziom do wyrażania siebie i emocji. Często też służy przemocy. Misgenderowanie, czyli używanie innego rodzaju gramatycznego niż dana osoba sobie życzy, to przemoc. Używanie nieodpowiednich zaimków to przemoc. Używanie starego, nieaktualnego imienia w odniesieniu do osoby niebinarnej czy trans, czyli tzw. deadname’u, to również przemoc. Jestem pewna, że wiele osób nie wiedziało tego, mimo że uważają się za sojuszników LGBT+. Zgaduję, że w dużej mierze powodem jest brak widoczności osób trans i niebinarnych w mediach i przez to brak znajomości językowej etykiety. Swego czasu nawet w International Journal of Transgenderism (dalej IJT) opublikowany został artykuł, w którym autorzy zauważają, że i w tym piśmie pojawiał się język nieprzyjazny dla osób niebinarnych i trans. Z tego względu IJT zrewidowało swoją politykę językową i przygotowało przewodnik dla autorów, by unikali przemocowe języka, np. brania w cudzysłów słowa “kobieta” czy “mężczyzna” w odniesieniu do osób trans.

W przypadku tych dwóch dyskusji pewnej grupie przyświeca inkluzywność, tj. dana grupa chce zmienić język tak, by nie tylko włączał osoby do tej pory mniej widoczne w dyskursie, ale również by nie stosować wobec tych osób przemocy. Wskazuje, jakie słowa lub sposób wyrażanie jest krzywdzący i proponują rozwiązania. Z drugiej strony jest grupa, która ma bardzo konserwatywne podejście do zmian językowych, odrzuca proponowane zmiany powołując się często na stan języka znany im do tej pory.

3. Wypierdalać i jesteśmy wkurwione

Byłam szczerze zdziwiona, że w ogóle dyskusja nad wulgaryzmami miała miejsce i szkoda mi sił, by to tłumaczyć. Cieszmy się, że polszczyzna dostarcza nam tylu środków, że możemy powiedzieć jesteśmy wkurwione, kiedy państwo przekracza nasze granice. Gniew to ważna emocja, która wymaga swoich środków językowych. Nie lubię, kiedy wulgaryzmy są przecinkami i wolałabym, by nie pojawiały się w przestrzeni publicznej. A jeszcze bardziej nie lubię, kiedy debata nad tym, jak protestować, przyćmiewa powód protestów i tym samym powód użycia wulgaryzmów.

Z perspektywy polityki językowej można tę sytuację rozumieć następująco: dana grupa społeczna próbowała ingerować w wybory językowe osób protestujących, to zresztą łączy ten problem z misgenderowaniem i #dontcallmemurzyn. Nie bez znaczenia jest to, że wulgaryzmy pojawiły się na protestach zorganizowanych przez kobiety, które stereotypowo przecież nie powinny przeklinać. Takie zaburzenie utrwalonych ról budzi w pewnej grupie lęk i sprzeciw. Podobnie zresztą jak w przypadku #dontcallmemurzyn i używania poprawnego rodzaju gramatycznego – grupy do tej pory niewidoczne w dyskursie powiedziały, że niektóre słowa są rasistowskie, a praktyki językowe (jak misgenderowanie) są trans- i queerfobiczne. I to oburzyło ludzi, których język nie marginalizuje i którzy byli zadowoleni z zastanego stanu języka. Nie powiedziałabym, żeby za wulgaryzmami na strajkach stała inkluzywność, ale na pewno każde wypierdalać przyczyniło się do zaburzenia stereorypowych ról płciowych.

A propos wulgaryzmów zostawię tutaj ten piękny wykres:

źródło: https://www.reddit.com/r/dataisbeautiful/comments/7mqfgr/sankey_polish_vulgarisms_their_root_words_and/

4. Młodzieżowe Słowo Roku

Internet najpierw się oburzył, że jury zdecydowało się wykluczyć julkę/Julkę z plebiscytu ze względu na charakter tego słowa i fakt, że kobiety i dziewczyny określane tym pogardliwym mianem są bite na ulicach. Potem ludzie się wkurzyli, że żadne słowo nie zostało wybrane. Moim zdaniem, to dobre rozwiązanie, ponieważ jury stanęło przed wyborem: albo wybiorą słowa, których ludzie wcale tak często nie zgłaszali, albo wybiorą słowa nieregulaminowe. Moim zdaniem to całkiem fair, że wymieniono najczęstsze słowa i zwrócono uwagę na parę ciekawych wyrazów. Niesamowite jest dla mnie, że taki miły plebiscyt zamienił się w pole jakiejś politycznej walki. Najpierw ludzie obrażeni za wykluczenie julki, wymyślili słowo spewuenić, które zaczęli masowo zgłaszać. Potem obrazili się też ludzie, którzy poparli wykluczenie julki, bo nie wzięto pod uwagę jebać PiS. Stop the madness! To miał być miły i zabawny plebiscyt, a nagle przerodził się w to, która grupa bardziej zawłaszczy język, czy wykopowicze ze swoją julką i potem spewuenić, czy ludzie mający bekę z tego, że Sasin przecertolił 70 milionów, na wybory, które się nie odbyły (te grupy pewnie się całkiem nie wykluczają). Ostatecznie nie wygrał nikt.

Coś, co miało przyczynić się do miłej refleksji nad językiem, stało się obiektem agresji. To podsumowuje dobrze tegoroczne problemy językowe – niby jest jakaś okazja do zastanowienia się nad językiem, ale dominuje przemoc. Moim zdaniem dwie pierwsze kwestie językowe łączy inkluzywność, w przypadku kwestii pierwszej, drugiej i trzeciej widać też dobrze relacje władzy – grupa silniejsza i bardziej reprezentowana w mediach, rości sobie prawo do tego, jak język powinien być używany, mimo jasnych wskazań grup marginalizowanych. Chciałabym napisać, że jestem wdzięczna za te językowe dyskusje, ale nie da się zapomnieć o fakcie, że wobec osób próbujących zmienić język na bardziej inkluzywny stosowano i ciągle się stosuje przemoc. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co przeżyły i przeżywają osoby ciemnoskóre mieszkające w Polsce i co czuje misgenderowana osoba. Kwestie językowe omawiane szeroko w mediach zazwyczaj nie są przyjemne i przewija się przez nie konserwatyzm w odniesieniu do języka czy puryzm, ale mam wrażenie, że w tym roku towarzyszyło im wyjątkowo dużo agresji.

Bibliografia:

Kroskrity, P. V. Language Ideologies. In Duranti, A. (ed.), A Companion to Linguistic Anthropology, 2004, 496–517.

Silverstein, M. Language Structure and Linguistic Ideology. In Clyne, P. & W. Hanks ad. (eds.), The Elements, 1979, 193–247.

Walter Pierre Bouman, Amets Suess Schwend, Joz Motmans, Adam Smiley, Joshua D. Safer, Madeline B. Deutsch, Noah J. Adams & Sam Winter (2017) Language and trans health, International Journal of Transgenderism, 18:1, 1-6, DOI: 10.1080/15532739.2016.1262127

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s