Życzę powodzenia każdemu, kto próbuje zdefiniować dwu- czy wielojęzyczność. Jest jasne, że funkcjonuje wiele definicji i te dwa pojęcia można różnie zoperacjonalizować. Ja na przykład przez długi czas żyłam w przekonaniu, że dwujęzyczne są tylko te osoby, które przyswoiły dwa języki, tzn. nie musiały się ich uczyć, czyli np. urodziły się w rodzinie, gdzie np. mama jest Polką a tata Anglikiem i przyswajają sobie języki swoich rodziców. Okazuje się, że pojmowałam dwujęzyczność bardzo wąsko i tak naprawdę sprowadzałam ją do umiejętności posługiwania się językami dziedziczonymi.
Dwujęzyczność to umiejętność posługiwania się dwoma językami, wielojęzyczność to umiejętność posługiwania się wieloma językami, tak najprościej. Według mnie jest bazylion odcieni dwu- czy wielojęzyczności i pokusiłabym się o stwierdzenie, że wielo- czy dwujęzyczność to spektrum. Dodatkowo znajomość języków jest całkiem dynamicznym zjawiskiem, bo języki przyswajamy lub uczymy się ich i nierzadko zapominamy (przypomnijcie sobie niemiecki w szkole).
W swojej pracy mam kontakt z dziećmi i młodzieżą, którzy przyswoili dwa języki, ale jeden jest dominujący. Żeby podtrzymać kontakt z tym drugim, chodzą na lekcję do szkoły sobotniej. Moi uczniowie i uczennice pochodzą z rodzin polskich, polsko-niemieckich, ale też polsko-rosyjskich. Łączy ich to, że językiem dominującym jest język niemiecki, bo to język otoczenia i przede wszystkim język edukacji. Oprócz tego w różnym stopniu przyswoili polski.
Stwierdzenie, że nie są rodzimymi użytkownikami języka polskiego byłoby krzywdzące, w każdym razie nie posługują się językiem polskim tak, jak użytkownicy języka polskiego w Polsce, ale nie posługują się też polskim jako językiem obcym. Są użytkownikami języka dziedziczonego tzw. heritage langauge speakers i jednocześnie biorąc udział w lekcjach polskiego są też heritage langauge learners.
Najczęściej przytaczana definicja użytkownika języka dziedziczonego jest autorstwa Guadelupe Valdes (2000): individuals raised in homes where a language other than English is spoken and who are to some degree bilingual in English and the heritage language (jednostki, dorastające w rodzinach, gdzie język inny niż angielski jest używany i będące w jakimś stopniu dwujęzyczne w angielskim i języku dziedziczonym). W tym wypadku angielski może być zastąpiony każdym innym dominującym językiem. Inne badaczki dodają kontekst migracyjny i zauważają, że termin heritage language speaker zazwyczaj odnosi się do drugiego pokolenia migrantów, dzieci, imigrantów, które od najmłodszych żyją w dwu- lub wielojęzycznym środowisku. Dominującym językiem drugiego pokolenia jest język kraju, w którym mieszkają, natomiast dominującym językiem pierwszego – ich natywny język. (Elabbas Benmamoun et al. 2013).
No dobrze, ale co jeśli Kati ma mamę Polkę, tatę Niemca, ale po polsku nie mówi, bo w jej domu używa się wyłącznie niemieckiego? Wtedy powiedziałabym, że Kati może uznać polski jako swój język dziedziczony, ale w tym momencie życia nie jest użytkowniczką polskiego jako dziedziczonego. To się może zmienić, może Kati zacznie się uczyć polskiego? Użytkownicy w jakimś stopniu używają swojego języka dziedziczonego i ten stopień oczywiście może się różnić, mogą być biegli lub ich używać tego języka w bardzo ograniczonym stopniu.
Kiedyś miałam zajęcia z dorosłą Austriaczką, której mama była Polką. Na pierwszych zajęciach poprosiłam, żeby opowiedziała coś o swoim dniu. Moja uczennica, powiedziała, że zanim poszła na spacer, zjadła śniadanko. Nie mam nic przeciwko śniadankom ani zdrobnieniom czy spieszczeniom, ba, nawet bardzo je lubię (nigdy mnie nie irytowały ‘pieniążki’!), niemniej ‘śniadanko’ sugeruje, że jej polski był ograniczony do sfery rodzinnej, co też zostało podane w obu definicjach. By rozwijać znajomość języka dziedziczonego, trzeba wyjść poza sferę rodzinną, idealnie, jeśli może uczyć się swojego języka dziedziczonego.
Dlatego powstało stowarzyszenie, z którym współpracuję, ale na terenie Niemiec jest wiele podobnych organizacji, w których dzieciaki mogą się uczyć tureckiego, polskiego, czy rosyjskiego. Dodatkowo ministerstwa edukacji poszczególnych krajów związkowych oferują możliwość zorganizowania zajęć z języka dziedziczonego, pod warunkiem, że zbierze się odpowiednia ilość chętnych.
W Polsce również działają takie organizacje, na szybko znalazłam szkołę ukraińską w Warszawie, z tym tylko, że język ukraiński jest nie tylko językiem imigranckim, ale też językiem mniejszości, co daje mu także inny status w szkolnictwie. Miałam nawet okazję przyglądać się, jak działa szkoła sobotnia dla dzieci, które były użytkownikami wietnamskiego jako dziedziczonego. W jednej ze szkół na Ochocie w sobotę odbywały się lekcję języka wietnamskiego jako dziedziczonego dla dzieci, które uczyły się w polskich szkołach i jestem niemal pewna, że to polski był językiem dominującym, bo dzieci na przerwach używały polskiego. Ja czasie tych lekcji uczyłam polskiego ich rodziców, czyli pierwsze pokolenie migrantów. O szkole wietnamskiej możecie dowiedzieć się z tego artykułu i filmu Kasi z kanału Fifty na pol, dla której polski również jest językiem dziedziczonym. Moim prywatnym marzeniem jest to, by każda użytkowniczka jakiegokolwiek języka dziedziczonego robiła z niego taki użytek, jak Kasia, tzn. traktowała ten język jako coś, co można wykorzystać.
Sytuacja polskiego w Niemczech czy ukraińskiego i wietnamskiego w Warszawie pewnie zdaniem osób organizujących zajęcia mogłaby ulec poprawie, niemniej języki dużych grup imigranckich w dużych ośrodkach mają się względnie dobrze, tj. rodzice mają możliwość zapisania dziecka na zajęcia. To, że one odbywają się w soboty wymaga od całej rodziny dodatkowej pracy i nie jest idealnym rozwiązaniem. Dużo łatwiej mają ci uczniowie, którzy uczą się swojego języka dziedziczonego w szkole po zajęciach. W Niemczech to jest możliwe, ale liczba takich szkół jest dość ograniczona. Oczywiście jest tak, że to społeczność imigrancka musi pilnować egzekwowania swoich praw językowych i często walczyć z krzywdzącymi ideologiami, które narosły wokół języków mniejszości. Dodatkowo problemem jest to, że w świadomości wielu nauczycieli panuje przekonanie, że drugi język przeszkadza temu oficjalnemu językowi edukacji, więc zniechęcają rodziców do przekazywania wietnamskiego, polskiego czy tureckiego. Do tego dochodzi kwestia, jak dane języki są postrzegane w społeczeństwie – czy nauczyciel tak samo zniechęcałby do przekazywania języka, gdyby to był duży język europejski, np. francuski czy angielski?
Ograniczyłam się do kontekstu migracyjnego, ale użytkownicy języków dziedziczonych to niezwykle heterogeniczna grupa wśród wielojęzycznych. Różni badacze różnie operacjonalizują termin heritage language speakers, najczęściej tacy użytkownicy określani są jako dzieci mniejszości, dla których zazwyczaj językiem dominującym jest oficjalny język kraju, a język dziedziczony jest ograniczony do sfery rodzinnej. Idealną sytuacją jest, jeśli użytkownicy mogą się tego języka uczyć lub/i uczyć się w tym języku, niemniej wokół języków mniejszości narosło wiele w ideologii np. to, że przeszkadzają w nauce języka większości. Takie ideologie są w mojej ocenie krzywdzące nie tylko z punktu widzenia różnorodności językowej, ale też negatywnie wpływają na psychikę osoby posługującej się jakimś językiem dziedziczonym i skutecznie zniechęcają do egzekwowania swoich praw językowych.
Bibliografia:
Benmamoun, Elabbas & Montrul, Silvina & Polinsky, Maria. (2013). Defining an “ideal” heritage speaker: Theoretical and methodological challenges Reply to peer commentaries. Theoretical Linguistics. 39. 10.1515/tl-2013-0018.
Valdes, Guadalupe. (2000). The teaching of heritage languages: An introduction for Slavic-teaching professionals. In Olga Kagan and Benjamin Rifkin (Eds.) The Learning and Teaching of Slavic Languages and Cultures. 375-403.